Premiera książki Bogowie muszą być szaleni była wielce oczekiwanym wydarzeniem. Ten szum wokół książki Anety Jadowskiej sprawił, że zapragnęłam sprawdzić, co takiego interesującego jest w serii o Dorze Wilk. Co prawda troszeczkę zniechęcił mnie tytuł najnowszego dzieła polskiej autorki. Nie jestem fanką pożyczania czegoś od innych twórców, drobnym żerowaniu na popularności oryginału. No, ale dobra - zakupiłam Złodzieja dusz (co nie było łatwym zadaniem!), przeczytałam kilka entuzjastycznych opinii i z kubkiem gorącej kawy zasiadłam do czytania. I... rozczarowałam się. I nie jest tak, że Złodziej dusz to zła książka. Po prostu jakoś tak... Z resztą - wyjaśnię to później. Dora Wilk to osoba o podwójnej tożsamości. W Toruniu jest policjantką, a w Thornie - Wiedźmą. Nasza bohaterka wykorzystuje swoje umiejętności w codziennej pracy, stając się jedną z najefektywniejszych śledczych. Ma ona jednak ostry charakter, a jej opinie często są, delikatnie mówiąc, dosadne. Ponadto Dora zmaga się z niechęcią prokuratora, która szybko zaowocuje zawieszeniem. Od tej pory będzie spędzała więcej czasu na piciu Zielonego Smoka, przekomarzaniu z diabłem Mironem i znoszeniu niechęci anioła Joshui. Ale błogi spokój nie trwa długo. W magicznym świecie znika coraz więcej nadprzyrodzonych istot, w tym przyjaciółka Dory. Znając możliwości Wilk i jej zdolności śledcze, Starszyzna Thornu powierza swojej wiedźmie misję mającą na celu zdemaskowanie porywacza. Dora oczywiście skorzysta z pomocy Mirona i Joshui. Na pewno więc będzie baaardzo ciekawie. Zacznę od plusów. Zdecydowanie na uwagę zasługują wykreowane przez Jadowską postaci. Sama Dora Wilk to mieszanka wybuchowa, a do jej charakterystyki została dodana nutka pradawnych wierzeń, z obrzędami płodności na czele. Poza tym główna bohaterka ma cięty język, jej wypowiedzi są ironiczne, okraszone humorem (o humorze jeszcze wspomnę). Jeśli chodzi o Mirona, to najważniejszy jest fakt, że jego dziadkiem jest Lucyfer, a on sam nieco stroni od diabelskiego towarzystwa. I, jeśli chodzi o Mirona, ciekawostki się kończą (o tym też wspomnę). A Joshua? Cóż, jego kreacja jest podobna do kreacji Mirona. Też jest potomkiem sławnego anioła - Gabriela. I również nie posiada zbyt przyjaznych stosunków z braćmi-aniołami. Zaspojleruje - tyłek uratuje mu Dora. I to nie raz. Kolejny plus to kreacja świata powieści. Dwa równoległe światy Toruń i Thorn, zmagające się z podobnymi problemami. Gdy Dora zajmuje się zbrodniami w magicznym świecie, jej koledzy z komisariatu próbują rozwiązać sprawę tajemniczej śmierci Pauliny Kozanek. Za sprawą Dory (i nie tylko) oba miejsca wzajemnie się przenikają, ciemne sprawki z Thornu nie raz wychodzą do świata śmiertelników, świata, który mimo wszystko pozwala Dorze zachować swoje człowieczeństwo.. Na koniec zostawiam sprawy techniczne. Aneta Jadowska pisze lekko, Złodzieja dusz czyta się niezwykle szybko, praktycznie bez zastanowienia. Książka jest więc doskonałym czasoumilaczem, pozwala na oderwanie od rzeczywistości. Samo wydanie nie jest jakieś wybuchowe, może, jak na Fabrykę Słów, trochę rozczarowujące. Poza tym już na pierwszy rzut oka widać, że pierwszy i drugi tom Heksalogii o Wiedźmie, do siebie nie pasują. Co ciekawe, to nie jedyna wpadka FS - to samo stało się między innymi z serią Ola i Otto (Odnaleźć swą drogę i Wybór). Ale jest to wyłącznie moja subiektywna opinia. Przyszła pora na narzekanie. Zacznę od tego, jakie miałam oczekiwania co do książki Anety Jadowskiej. Liczyłam na dobre, treściwe fantasy, napisane w porządny, choć nie doskonały sposób (to ostatnie się zgadza). Liczyłam na wątek romansowy, niecodzienne przygody i bohaterów (dwa ostatnie również da się tu dostrzec). Chciałam też książkę ociekającą humorem, ale takim naturalnym, niewymuszonym. Wiedząc, że w Złodzieju dusz pojawiają się anioł i diabeł, oczekiwałam, że ich kreacje będą... ostro zarysowane, może nieco zaskakujące. Teraz rozliczam Jadowską z moimi oczekiwaniami. Humor. Jest, ale jakoś żarty autorki do mnie nie trafiają. O ile zgadzam się, że jedynie słuszne radio to zło, tak powtarzanie tego kilka razy nie jest uzasadnione. Dora miała być zabawna, a w pewnych momentach jest nieco żałosna. I to nie tylko w kwestii swojego poczucia humoru. Czasami zachowuje się jak silna kobieta, pewna swych umiejętności, a już za chwilę przypomina rozkapryszoną nastolatkę. Kuleją też Miron i Joshua. Diabeł jest mało diabelski, troszkę rozmemłany, skryty w cieniu Dory. Oczekiwałam zupełnie innego bohatera! Takiego, który w niczym nie ustępuje wiedźmie, jest potężny i pewny siebie. Taki, który śmiało sięga po to, czego w danym momencie pragnie. Joshua z kolei podpadł mi uczuciem do Dory i początkowym, znowu użyję tego słowa, rozmemłaniem. Dopiero, gdy Dora potrzebuje jego pomocy, widać w nim jakąś siłę. Wątek romansowy? Brak. Podchody Mirona i Dory w pewnym momencie stają się nie do zniesienia. Oczywiście, brak uczuć nie jest żadną ujmą dla książki. Czasem wręcz przeciwnie. Ale jak miałam porównać Złodzieja dusz i moje oczekiwania, to muszę o tym wspomnieć. Dochodzi do tego jeszcze wątek Dory i Joshui. Ale chyba nie chcę o tym nic pisać. Jak więc mogę podsumować Złodzieja dusz? Nieprzeciętny pomysł, lekka historia, szybka akcja. Pewne braki. Nietrafiający do mnie humor, zaniedbane kreacje bohaterów, kilka momentów, które wywołały u mnie uśmieszek politowania. Ciekawy wątek Witkacego. Razem - książka nieco niedopracowana, nieco rozczarowująca (mnie), ale z drugiej strony doskonała na nudny wieczór. Czy ją polecam? Raczej tak, ale nie należy jej traktować jako arcydziełka polskiej literatury fantasy. Na pewno też sięgnę po Bogowie muszą być szaleni. Nauczyłam się dawać drugą szansę.